piątek, 17 stycznia 2014

60.

Zabierzesz ze sobą wszystko co mam do zaoferowania. Twierdząc, że należy do Ciebie.
Tak jest. Oddałam Ci siebie. Każde moje wielkie i te najmniejsze udręki.
Bolączki.
Wykorzystujesz moje słabości. Zgrabnie pozbywając resztki uczuć.
Radość.
Zabierasz się z mojego życia.
Pakujesz walizki. Znikasz za dębowymi drzwiami.
Kradniesz całą swoją miłość. Resztki mojej, podeptanej.
Nadzieję.
Wiarę.
Ufność.
Znasz moją historię. Czułe punkty. Wiesz jak uderzyć. Co powiedzieć.
Jak rozegrać swoją chorą grę.
Czas leczy rany. Brednie. Kłamstwa.
Niczym Twoje.
Że kochasz mnie.
Niczym niepoukładane szczątki mojej osobowości. Pogorzeliska zalewane łzami.
Obojętność przychodzi tak łatwo. Trudno uczyć się od nowa miłości.
Najsmutniejszą prawdę skrywają oczy.
Błagałam. Nie pozwól im płakać.
Skłamałeś.
Po raz setny. We krwi szlachetnej skaza. Naznaczony.
Upadły aniele.
W piekle miejsce już dawno goszczę. Dołączysz się?
Nie marznę.
Jest dobrze.
To nie kwestia przemijania. A Twojego zachowania.
Im mniej Cię mam.
Tym bardziej zatracam się w sobie.
Nie mów, że jestem podła. Ja po prostu Cię ukaram. Czas dorosnąć mój chochliku.
Mój.
Nie-mój.
Ile dałbyś, bym określała Cię tym mianem? Już nic?
Cały świat szepce do ucha. Od kiedy przestał nim być...
Smutne pianino zawsze źle mi się kojarzy. Przez Ciebie.
Powinieneś... Błagać!
Prosić tak po prostu. O wybaczenie.
Paść na kolana. Przecież i tak już mnie zniszczyłeś.
Wypruta z uczuć. Jakichkolwiek. Przez Ciebie.
Upadły aniele. Błądzisz w mojej pustej głowie. Obijasz o jej ścianki.
Czaszka zaraz pęknie.
Wyjdź, proszę...

Przeszłość