Anioł
o charakterze nieziemskim, uczący umierać z miłości.
Rude
pasma opadające na bezbarwną twarz.
Przekrwione i niewyspane. Zielone
oczy.
Wygoń
mnie ze swoich snów. Niepoważnych.
Poranione,
biedne, sine: usta.
Z braku uśmiechu.
Kłamstwem
budujesz napięcie. Bajkopisarz.
Nie
czuj się zwycięzcą.
Duszące
spazmy płaczu.
Mijają
godziny, a wskazówka się nie cofa.
Tik-tak. Druga. Trzecia. Czwarta.
Kolejna
nieprzespana noc. Przez Ciebie.
Mokre
poduszki. Rozmazany tusz. Czarne smugi na policzkach.
Przenikliwy
wzrok, zakochany w moich oczach.
Zamknięty
w klatce, jak więzień, poległy.
Szum
w uszach. Znieczulenie.
Zawrót
głowy. Znieczulenie.
Oprocentowane.
Surowo karane.
Kłęby
dymu, uspokajającego.
Głęboki
wdech trucizny w płuca. Ostatni
papieros.
Przed
wstrzyknięciem.
Nie
patrz w dół.
Pięćdziesiąt
jeden minut po północy. Coś spada.
Z osiemnastego piętra. Z hukiem.
Jadą
na sygnale. Dwie karetki. I policja.
Samobójca
już jest martwy.
Spotka
bladego Aniołka.
To
tęsknota. Piękna morderczyni.
Uśmierciła
zakochanego. Targającego się na życie. Smutnego człowieka.