środa, 23 kwietnia 2014

66.

Anioł o charakterze nieziemskim, uczący umierać z miłości.
Rude pasma opadające na bezbarwną twarz. 
Przekrwione i niewyspane. Zielone oczy.
Wygoń mnie ze swoich snów. Niepoważnych.
Poranione, biedne, sine: usta. Z braku uśmiechu.
Kłamstwem budujesz napięcie. Bajkopisarz.
Nie czuj się zwycięzcą.
Duszące spazmy płaczu.
Mijają godziny, a wskazówka się nie cofa.
Tik-tak. Druga. Trzecia. Czwarta.
Kolejna nieprzespana noc. Przez Ciebie.
Mokre poduszki. Rozmazany tusz. Czarne smugi na policzkach.
Przenikliwy wzrok, zakochany w moich oczach.
Zamknięty w klatce, jak więzień, poległy.
Szum w uszach. Znieczulenie. 
Zawrót głowy. Znieczulenie. 
Oprocentowane. Surowo karane. 
Kłęby dymu, uspokajającego. 
Głęboki wdech trucizny w płuca. Ostatni papieros. 
Przed wstrzyknięciem. 
Nie patrz w dół.
Pięćdziesiąt jeden minut po północy. Coś spada. 
Z osiemnastego piętra. Z hukiem.
Jadą na sygnale. Dwie karetki. I policja.
Samobójca już jest martwy.
Spotka bladego Aniołka.  
To tęsknota. Piękna morderczyni. 
Uśmierciła zakochanego. Targającego się na życie. Smutnego człowieka.

sobota, 19 kwietnia 2014

65.

"A jednak potrzeba mi twoich słów i trzeba twojej pamięci. Pamiętaj o mnie, dobrze? Może będę się mniej bała, może będę usypiała spokojniej".




Zamknięte w szklanym słoju. Bez drogi ucieczki.
Nie zwietrzałe. Świeże. Pulsujące. Szczęście.
Barwne, z nutą tajemnicy. Gorzkiego posmaku. 
Wylanych łez. Potoków.
Domyślam się, że nigdy nie będę szczęśliwym człowiekiem.
Powraca wciąż ten sam, ciążący mi kamienny sekret.
Ciągnący mnie na samo dno. 
Dryfująca nadzieja.
Nie ma we mnie miłości. Nie mam nic.
Odkąd zamknąłeś za sobą drzwi.
Moja upragniona odsiecz. Otulasz mnie swoimi mrocznymi myślami.
Wciągasz w wir tajemnic. 
Pozwalasz zaczerpnąć powietrza. Znów tonę.
Wyciągam rękę. Sięgam po szczęście. Rozpływa się, skażona dusza
'Wróć, potrzebuję cię'
gardłowy okrzyk, paraliżujący ból.
Z każdą sekundą opadam niżej, skok z szóstego piętra.
'Ratuj mnie'
Bez ciebie nie istnieje.
Wyrafinowany morderca, dobrotliwie zagłaskujący podejrzenia.
Wobec siebie.
Chce płakać. A obietnic się nie łamie. Niczym kręgosłup.
Gdy upadam na bruk.
Splamiony kłamstwem, umoczony we krwi, poperfumowany niedostępnością.
Nieodpowiednie słowa. Zamień w gesty. 
W powietrzu roi się, od niespełnionych obietnic.
Nie łamie się. Niepisanych zasad.
'Twoja pamięć jest wybiórcza'
Salutuję na mój koniec.
Pożegnam Cię Boże, listownie, nie słownie.

sobota, 5 kwietnia 2014

64.

W jednej chwili jesteś moją kotwicą, 
cumując mnie na spokojnych wodach, w bezpiecznym porcie.
kolejnym razem, jestem jak rzucona w nurt, 
rwącej lodowatej rzeki, swoich myśli. Przez Ciebie.
Śmiertelnym niebezpieczeństwem, upadkiem na dno.
obłapiających ciemności.
dławiącym haustem słonej, morskiej wody.
tytoniowym dymem niszczącym moje płuca.
goryczką alkoholi drażniących przełyk, niepoprawnie.
przyjemną trucizną
znów jesteś zimny, jak mroźny, styczniowy poranek.
kolejno wspomnieniem piaszczystej, złotej plaży.
skąpany w świetle księżyca, odbitego w tafli spokojnego morza.
tęsknotą za dźwiękiem głosu, śmiechu.
płaczu przy którym pęka, najzimniejsze chore serce.
żywym lub martwym, wystudzonym ciele.
zakamarku mojej duszy, bladym lecz gorącym uczuciem.
palącym mnie w pierś. Nachalnie.
brakiem tchu, powietrza w gardle.
życiodajnym pierwiastkiem.
odległą, utęsknioną, mroczną. Zagadką
upadłą duszą, zrzuconą z obłoku, anielską powłoką.
ratując z wielkiej opresji, pakując w kolejną.
uczysz mnie tęsknić za sobą z wyczuciem. I gracją.
gasnącym płomieniem, cmentarnego znicza.
zimna i wieczna mogiła.
gdzie pochowane są szczątki utraconej nadziei.

Przeszłość