Dynastia panująca moimi myślami
Chaotycznie oscyluje, niebo-piekło
Serce zwalnia bieg, porażone
Więzień tych niepoprawnych oczu
Głupota rozsiana między wierszami
Dosłownie, w przenośni
Wyrachowany w każdym słowie
Sadystyczne podejście do miłości
Empirycznie
Cząstka Boga, anielskie doznania
Roznegliżowana nadzieja, wiara i ufność
Rozbierana kawałek, po kawałku
W niewymowny sposób
Nagość nigdy nie smakowała tak...
Smutno
Ze świadomością tej nieobecności
Uderzenia serca, dobitnie
W ciemności, ciszy, mroku
.
.
.
Emigruje z kąta w kąt
Niebo-piekło
Wyrachowanie to jego imię
Niby wyważone, a jednak tak infantylne
A niby (nie)przemyślane
Ta twarz zdradza wszystko
Hipokryzja to nowe hobby
Dlaczego więc pozwalam sobie mówić kłamstwa
I patrzeć jak ona umiera, każdego dnia
Czas biegnie nieubłaganie
Roznosi mnie gniew, ale jestem spokojna
Mój czas dobiega końca
Obudził mnie deszcz
Tłukąc pod moją czaszką
Anomalia pogodowa, a może...
To te wszystkie łzy
Rozczarowania
Otoczona i przytłoczona
Ogromem ludzkości
Ciężarem obcych i obojętnych twarzy
Zagłuszona dudnieniem życia miliardów istnień
Adekwatnie, do wydarzeń
Vice versa
Snuję się samotna, mała, niepozorna
Krzyczę w ciszę
Płaczę w samotność
Umrę w ciemność
Czekam na ten jeden dzień
Sądny dzień
Perfidnie sadystyczny, bo cieszy go:
Miłości nekrolog
A.A.