Jesteś pełen sprzeczności STOP
nie umiem przestać o Tobie myśleć STOP
mącisz mi w głowie STOP
Nie umiem pojąć tego co się dzieje. Niby jest tak oczywiście podane mi na złotej tacy pod nos. Dlaczego więc wszystkie moje zmysły próbują mi zakomunikować, że to żart. Żart, czy kłamstwo. W każdym razie, na pewno nie rzeczywistość, nie jawa, tylko sen. Nieprzyjemny sen, raczej koszmar. Unoszę się ponad ziemię, później ponad linię chmur, by w końcu zaliczyć bolesny upadek na dupę.
Bardzo chętnie wywaliłabym Cię z myśli na więcej niż minutę. Ostatnio jednak idzie mi z tym ciężko. Jakby tak wszystko dało się załatwić zwykłym "chce", to życie nie byłoby takim jakie wszyscy je opisują. Nie byłoby niespełnionych miłości, złamanych serc, połamanych kręgosłupów moralnych i kości palców od uderzeń w ściany ze złości. Nie byłoby głodu i wojen. Nie, wtedy wszystko byłoby takie, jakie "chcę", ale jak wiadomo, jak wyżej, nic nie działa na to głupie "chce". Bo chcę i pragnę, błagam i proszę, to jak widać zbyt mało. Chciałabym z jednej strony Cię mieć, a z drugiej pozbyć się Ciebie z pamięci. Jakaś amnezja na "już"? Taka nieuleczalna, od listopada. Gorzej gdy jesteśmy sobie pisani. I nieważne by było czy poznalibyśmy się tamtego okropnego dnia, czy każdego innego, w inny miesiąc, inny dzień tygodnia, a może nawet w inny rok. To prawdopodobne. Bo gdybyś nie był mi pisany, życie nie napatoczyłoby nas na siebie. Bóg nie zsyłałby mi tego podłego zakochania, gdybyś nie był dla mnie. Możesz być moim kolegą, od piwa i zielonych listków. Od podnoszenia mnie na duchu i powtarzaniu, że mam przestać mówić o śmierci. Mojej przedwczesnej, wyczekiwanej śmierci. Albo od tego, żeby mi mówić, że we mnie wierzysz i powtarzania mi, że dam sobie radę ze wszystkim, bo jestem dzielna.
Robisz mi taki mętlik w głowie, że czasem zapominam jak się nazywam. Przyszpilasz mnie spojrzeniem, że czuje się mała jak palec. Zatracam się w Tobie całkowicie. A co złe nie umiem się z tego uwolnić. Z sideł Twoich słów. A co jest w tym wszystkim jeszcze gorsze... wcale nie chce.
Nie chcemy tęsknić. Jesteśmy słabi. Słabi jak pierwsze, oznajmiające wiosnę kwiaty. Z cienkimi płatkami i łamliwymi łodygami.
Nienawidzę być słaba, nie chcę być słaba. Chcę być jak hossa, jak byk. Silny, niezwyciężony, niezależny. Nie jak bessa. Słaba, ciapowata, jak ten niezdarny niedźwiedź.
Nie chcę więcej tęsknić i myśleć o Tobie w każdej sekundzie każdego dnia.
Nie chcę o Tobie śnić i widzieć Cię wszędzie.
Chcę widzieć Cię naprawdę. A nie na niby.
Ty przecież też tego chcesz. Nie dawaj nam tyle na siebie czekać. Ponoć karma zawsze wraca... Niech więc wraca prędzej.