niedziela, 28 lipca 2013

41.

Samookaleczanie jest często niemym krzykiem o pomoc w świecie, w którym nikt nikogo nie słucha. Autoagresja jest powodowana różnymi czynnikami. 
Samotnością.
Nienawiścią.
Lękiem. 
Wstydem. 
Wstrętem.
Bierzesz żyletkę, wypisując na skórze całe swoje cierpienie. 
Każdy ból, każdą zadrę. 
Czujesz, że musisz się krzywdzić.
Za swoją głupotę, za lekkomyślność, wygląd, nawet za to, że oddychasz, żyjesz, odczuwasz.
Śmieszne jest to, że autodestrukcja tak bardzo uzależnia. 
Chwytasz żyletkę, nożyczki, nóż, albo kawałek rozbitego szkła... Nie myśląc o tym, czy jest czyste, czy nie wda się jakieś zakażenie... Po prostu przyciskasz ostry przedmiot do skóry i po niej przejeżdżasz, dociskając z całych sił. Rękę bezwładnie opuszczasz, by nacieszyć oczy kreseczką, zachodzącą ciemną krwią. 
Gryziesz wargi, z całych sił, zaciskasz na nich zęby.
Ból uczy pokory.
Uzależnia. 
A ten widok...
Czy to nie jest piękne?! A może nie tyle piękne, co satysfakcjonujące, cudowne, jednak co najważniejsze: destrukcyjne.
W tym cała rzecz. Chcesz się zniszczyć. Karać. Krzywdzić. Dlaczego masz być bezkarny, skoro jesteś winny?! Żyjesz, a nie powinieneś. Jedyne co musisz, to cierpieć. Płakać, żałować, że żyjesz.
Przecież jesteś nikim.
Brzydkim, nikomu nie potrzebnym ciałem. Obrzydliwym, tracącym tlen potworem.
Niszczysz sam siebie.
Próbujesz.
Więc w końcu to zrób, zniszcz samego siebie.
Wołasz o pomoc, lecz nikt Cię nie słyszy.
Sam masz dowód na to, że nic nie znaczysz.

3 komentarze: