Czasem nie potrafię opisać tego zjawiska, ale za wszelką cenę, potrzebuje poczucia, że na świecie jest dla mnie miejsce. Często trwam w toksycznych kontaktach, byle nie popaść w autodestrukcje. Czuć się potrzebna komukolwiek. Wybaczam każdą, nawet najboleśniejszą zadrę. Jedni nazwą to naiwniactwem, ja mam na to wiele innych określeń. Zwykle tak bywa, że poczucie własnego sensu stawiam nade wszystko inne. Niby brak potrzeby istnienia jest powodem do autodestrukcji. Jednak czy brnięcie w coś, co na starcie nas niszczy, nie jest jej przejawem? I tak większość ludzi powie, że to zwykła naiwność. Chęć dowartościowania się. Podniesienia samooceny.
Chore objawy, psychicznych zaburzeń. To brzmi zdecydowanie lepiej. Nawet w niezły sposób potrafi to opisać. Nienawiść do samej siebie jest na pewno w wielkim stopniu spowodowana zachowaniami autodestrukcyjnymi. Wiele osób mnie nie zrozumie. Najlepsze jest to, że ja sama siebie nie rozumiem.
Wszyscy ludzie są tak głupio skonstruowani, można ich w kilka chwil rozszyfrować. Zadać parę pytań, odpowiednio sformułowanych. Wyszukać drugiego dna w odpowiedzi i już jesteś mój.
Moje słowa są tak niespójne, wyrwane z kontekstu. Jedynie ja potrafię to ogarnąć.
Ten natłok myślowy. Wylew wszystkiego co we mnie siedzi w jednym miejscu.
Ale to dobrze. Zawsze podziwiam osoby, których nie da się wyczytać. Mnie nikt nie wyczyta.
Nikt mnie nie zna.
Nie wie jakie we mnie destrukcyjne siły drzemią. Autodestrukcja - destrukcja - agresja.
Jesteśmy tylko nędznym podgatunkiem, którego można w łatwy sposób zaprogramować wedle własnych upodobań.
Nie pomyliłeś się. Jestem psychicznie chora. Urodzona by zabijać. Tępić to co wokół mnie. Otwierać oczy na to co nas otacza. To całe gówno. Ci ludzie, fałszywe twarze. Kłamstwa. Szyderstwo.
Kiedy nawet najbliższa Ci osoba wbija nóż prosto w serce. Zapomina o Tobie. Zamienia na lepszy model. Okłamuje w żywe oczy. O ile dostrzegł je chociaż raz. Bywa tak, że nawet ich nigdy nie ujrzał.
Ludzie są tak durnie przekonani, że mogą być dla siebie zawsze.
Szkoda tylko, że każdy z nas udaje kogoś innego. Nigdy nie ukazuje prawdziwego siebie w obawie odrzucenia. Jaki sens jest naszego istnienia, kiedy boimy się być sobą?
Gdyby każdy tak jak ja, miał rozum, sprawnie funkcjonujący i potrafił go użyć... Czyżby wtedy nasz sens istnienia nie był chociażby w kilku procentach sensownym?
świetne
OdpowiedzUsuń